W nocy, gdy cały dom już śpi,Stukostrachy, Stukostrachy stukają do drzwi.Chciałbym stąd uciec, lecz boję się,że Stukostrach zabierze mnie.
Pomimo wielu negatywnych opinii na temat Stukostrachów Stephena Kinga postanowiłem sięgnąć po tę powieść i na własnej skórze przekonać się o trafności tych ocen.
Wstęp autentycznie mną zawładnął; Bobbi Anderson - zwykła kobieta ze zwykłego miasteczka na prowincji potyka się w lesie o wystający z ziemi przedmiot. Pomimo usilnych prób nie udaje jej się go odkopać, gdyż - jak się później okazuje - jest on kolosalnych rozmiarów latającym spodkiem. Jej pies Peter negatywnie reaguje na działanie statku, który emituje jakąś tajemniczą energię. Zwierzę zaczyna młodnieć, inni mieszkańcy lasu drastycznie wymierają, a Bobbi nawiedzają koszmarne sny przesycone zielonym światłem oraz epokowe pomysły, które powoli wyniszczają jej organizm.
Powiecie: "Okay. Fajnie, ale w każdej powieści Kinga można doszukać się takiego rozpoczęcia". Niestety muszę przyznać Wam rację, gdyż pod tym aspektem Stukostrachy nie różnią się wiele od innych arcydzieł Mistrza Grozy. Motyw cichego miasteczka i jednej osoby, przez którą cała egzystencja mieszkańców staje na głowie możemy znaleźć między innymi w "Carrie" i "Miasteczku Salem". Jednakże ta drobna pomyłka nie odbiera przyjemności podczas lektury.
Szczególnie mojej ocenie podlega ciągłość akcji. Autor - zupełnie niepotrzebnie - dzieli wartką akcję na kawałki przeplatane z krótkimi opowieściami na temat pojedynczych mieszkańców Haven. Jestem skłonny zrozumieć, że ten zabieg ma na cele wciągnięcie czytelnika do psychiki poszczególnych postaci, poznanie ich i obserwowanie ich następującej "przemiany", lecz sprawia to, że czytanie staje się nużące i książka już nie dostarcza tak wielkiej satysfakcji jak na początku.
Cała cykliczność poczynań bohaterów także pozostawia wiele do życzenia, choć w poszczególnych fragmentach potrafi przestraszyć i zachwycić.
W moim przypadku dużą trudnością w kontynuowaniu lektury było częste opisywanie prac wykopaliskowych w lesie. Przeciętnego czytelnika może nie obchodzić ile ton ziemi wywiozą, liczy się akcja. Podobnie jak podczas opisu życia Gardenera, tak i tutaj zerwana zostaje cała magia i postrach, a pozostają suche fakty.
Cieszy mnie jednakże fakt, że zbliżając się do końca coraz więcej się dzieje, a powieść nareszcie spełnia swoją funkcję: wciąga. Podczas krańcowego stadium "przemiany" Ludzi z Szopy historia Jima Gardenera, który staje się symboliczną zapałką w pokoju wypełnionym gazem jest głównym motywem, na którym skupia się King.
Możemy więc zauważyć, jak zapijaczony poeta, który strzelał do własnej żony, staje się postacią mogącą uratować sytuację Haven należącego już do tytułowych Stukostrachów.
Samo zakończenie wzbudziło we mnie istną eksplozję uczuć. Przeważał smutek, lecz nie zabrakło zaspokojonej ciekawości oraz zaskoczenia, które wstrząsnęło moją psychiką piętnując ją kolejną niezmywalną skazą.
Podsumowując, mimo licznych nieprawidłowości powieść czyta się dobrze. Możemy głęboko poznać bohaterów i wraz z nimi iść kolejnymi etapami "przemiany". Przy ostatnich stu stronach serce podchodzi do gardła i kolejne rozdziały czyta się jednym tchem. Głównym powodem mojej pozytywnej oceny jest niepowtarzalna fabuła opisana w niesamowity sposób: wciągający i utrzymujący czytelnika (w wybranych fragmentach) w napięciu.
Stukostrachy polecam dla osób cierpliwych i wytrwałych w swoich postanowieniach, gdyż na własnym przykładzie przekonałem się, że trzeba mieć ogromną siłę woli, by przebrnąć przez tę lekturę. Na szczęście zostanie to wynagrodzone.